niedziela, 9 marca 2014

2. Argumenty

-Mógłbym ci dać te pieniądze i o wszystkim zapomnieć...-w oczach Jade pojawiły się iskierki nadziei, niestety szybko zgasły.-ale nie.

-Nie? Ale... jak to 'nie'?!

-Jade, to jest też MOJE dziecko. Mam prawo do niego.-dziewczyna zacisnęła pięści a w jej oczach było widać złość.

-Nie, to nie! Jakoś sobie poradze, skoro nie chcesz mi pomóc!-odwróciła się i wyszła. Louis stał jak wryty. Wiedział, że dziewczyna nie będzie zadowolona ale nie spodziewał się, że zacznie na niego krzyczeć. Pobiegł za nią i złapał jej łokieć.

-Puść mnie!-Jade próbowała się wyrwać ale miała za mało siły. Była na niego zła, chciało jej się płakać, bo wiedziała, że rodzice nie będą szczęśliwi.

-Posłuchaj,...-urwał na chwilę po czym wypuścił powietrze z ust-Gdzie pójdziesz?

-Do domu. A gdzie miałabym iść?

-Tak tylko pytam. Zawioze cię.-brunetka zmarszczyła czoło a po chwili zistała pociągnięta do auta. Nie miała już siły na kolejne kłótnie więc grzecznie wsiadła.

Przez całą drogę padały tylko pytania o drogę i odpowiedzi. Tomlinson co chwila spoglądał kątem oka na dziewczyne, która niczego najwyraźniej nie zauważyła. Gdy dojechali na miejsce wymienili się pustymi słowami pożegnania. Louis ruszył w drogę powrotną a Jade nie pewnie weszła do środka mieszkania.

Louis wrócił do domu i usiadł przy oknie.

-Czy mam szykować kolację?-gosposia cicho weszła do salonu.

-Nie, nie chcę.-był zły na siebie. Już ją znalazł i znów stracił. Pogoda dzisiejszego wieczora nie była najlepsza. Padał lekki deszczyk a zimny wiatr nie znał litości. Nagle pod jedną lampą dostrzegł cień. Przymróżył oczy a po chwili zdał sobie sprawę, że to ona.

Przebiegł przez bramę i dobiegł do niej.

-Jade, co ty tu robisz?-złapał ją za ramiona

-Moi rodzice... to znaczy ojciec, wyrzucił mnie z domu gdy mu o tym powiedziałam i nie mogę wrócić puki nie usunę dziecka.-chłopak odszedł od niej kilka kroków i nerwowo podrapał się po karku.

-Tyle, że ja nie dam ci tych pieniędzy.

-Ale dlaczego?!-spojżała mu się w oczy

-Z prostej przyczyny. To nie jest tylko twoje dziecko a ja ci nie pozwalam go usunąć.-w jego głosie nie było słychać żadnych emocji a twarz pozostawała kamienna.

-Dobrze, skoro tak stawiasz sprawe... Zdobędę te pieniądze bez twojej pomocy!-odwróciła się i szybkim krokiem udała się w nieznaną jej stronę.

-Jade! Zaczekaj!-iskierka nadziei pojawiła się w jej secu. Powoli zawróciła w jego stronę.

-Co ty na to... Kupie ci mieszkanie i będę płacił za dziecko?

-Ale ja nie chcę tego dziecka.

-Dlaczego?-role się odwróciły, teraz to ona musiała mieć dobry argument.

-Nie chcę go sama wychowywać.

-Przecież mogę ci pomóc.-zaśmiał się kpiąco i skrzyżował ręce na piersi. Złość gotowała się w dziewczynie. Miała go dość.

-Rozumiesz, że ja nie mam czasu na dziecko?! Ja chce jechać na studia!

-Chciałaś mieć kiedyś dzieci?-pochylił się nad nią i przechylił głowę na bok.

-T-Tak, ale jaki to ma związek?

-Liczyłaś się z myślą, że bedziesz musiała dla nich mieć czas?

-No jasne, że tak. Do czego zmierzasz?

-A czy pomyślałaś, że może sprzedanie się nie jest dobrym pomysłem na pieniądze? Wiedziałaś, że możemy wpaść, czy tak poprostu przyszłaś i się sprzedałaś?-pytania jakie jej zadał przytłoczyły ją. Wiedziała, że coś może pójść nie tak, ale nie spodziewała się, że potem nie dostanie pieniędzy na aborcję.

-No... N-Nie pomyślałam o tym...-wymamrotała pod nosem.

-No właśnie. Więc radzę ci się zastanowić tym razem puki nie podjęłaś decyzji... Wiesz gdzie mnie szukać.-Louis wrócił do domu i zadowolny z tego co powiedział położył się spać.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

No i jest kolejny rozdział! :)
Podoba wam się?

Przepraszam, że długo go nie dodawałam ale miałam jakąś chwilową blokadę :/

Przepraszam za wszelkie błędy!

Jedno bardzo ważne pytanie, które męcze od samego początku.
HASHTAG!!! Czy mamy mieć hashtag? Jeśli tak to piszcieeee!

No a na koniec życzę wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobieet! (Spóźnione xD)

Czytasz=Komentujesz

Do następnego xx